niedziela, 25 stycznia 2009

Cóż to za „Kronika dziennikarska”?

Moja „Kronika dziennikarska” ma w swym założeniu zmusić mnie do systematycznych przemyśleń na temat dziennikarskiego zawodu... No dobra! Niech będę te trzy kropki. Niech sugerują, że może chodzić nie tylko o zawód, jako fach.

Od ćwierć wieku jestem dziennikarzem. Sam zachodzę w głowę, dlaczego tak jest. (Ale spróbuję do tego dojść właśnie na tym blogu.) Należąc do tzw. pracoholików, zawsze szkoda mi było czasu na takie rozważania. W roku jubileuszowej „pięćdziesiątki na karku”, widać zebrało mnie na jakieś starcze analizy i wspomnienia.

No i ani się spostrzegłem, gdy ze współpracownika (ucznia szkoły średniej) awansowałem w czasach swojej dorosłości na reportera, etatowego dziennikarza, redaktora, kierownika działu publicystycznego w dzienniku, redaktora naczelnego, wydawcę i w końcu .... wolontariusza (dziennikarza publikującego za darmo dla idei. Ładniej chyba brzmi: non profit ). Pracowałem i współpracowałem z redakcjami w gazetach gminnych, powiatowych, wojewódzkich, regionalnych i ogólnopolskich. Były to: dzienniki, popołudniówki (dwie), tygodniki, miesięczniki, kwartalniki, półroczniaki (Ha! Trafił mi się kiedyś nawet swego rodzaju rocznik, gdy naczelny niszowego pisma kulturalno – artystycznego przypomniał sobie o moim tekście po bez mała roku i wziął i opublikował. Ile ja się wtedy natłumaczyłem w PUP-ie, gdy jako bezrobotny zgłosiłem brak dochodów, a tu mi z redakcji przysłali forsę i PIT). Jeśli chodzi o tzw. segmenty, to byłem zatrudniony m.in. w prasie: codziennej, samorządowej, kulturalnej, artystycznej, politycznej, katolickiej itp.

Ponadto sam wymyślałem, bądź współwymyślałem tytuły prasowe w regionie świętokrzyskim. Byłem też dziennikarzem – depeszowcem jednej za agencji informacyjnych. Według innej klasyfikacji byłem także dziennikarzem świeckim i katolickim.

Więcej na mój temat można znaleźć na moich stronach internetowych. Dlatego też z obowiązku dziennikarskiego, który zdominował moje życie zawodowe i rodzinne przez ponad 25 lat postanowiłem dać głos (przepraszam za „psie” skojarzenie, ale podobno zawód dziennikarski się spsił, czy zepsił) i być lub bywać blogerem, by dać odpór psim porównaniom do tego wspaniałego fachu, który, gdyby przyszło mi zaczynać jeszcze raz, ponownie bym wybrał.

Nigdy tego nie robiłem, ani też nie czytałem blogów. Piszę więc te słowa nie wzorując się na kimkolwiek. „Dając głos” nie zamierzam kogokolwiek gryźć, ani też „wylewać żółci”. Pragnę jedynie zrobić swój prywatny dziennikarski rachunek sumienia. Nie zamierzam się pukać w cudze piersi, ale pragnę zabrać głos w szerszej debacie na temat zawodu dziennikarskiego.

Uff! No wreszcie wymęczyłem ten początek. Nawet nie wiedziałem, że to takie trudne. Ale, gdy pisywałem na tematy kryminalne, jeden z prokuratorów zwykł mi powtarzać do znudzenia, że każda sprawa musi mieć swój początek. Tak więc, ten mój blog niech też ma swój początek, nawet taki wymęczony.

Życzę dobrej lektury
Z szacunkiem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz