czwartek, 29 stycznia 2009

Nawet skazany za przestępstwo ma swoje prawa...

Miałem dziś napisać o patologicznym zjawisku na rynku prasowym, jakimi są m.in. gazetki wydawane przez samorządy lokalne, lub przez wójtów, burmistrzów, itp. Bo sam się kiedyś zajmowałem takim procederem. Szkoda, że ubiegłoroczna, grudniowa dyskusja na ten temat pojawiła się na wortalach dziennikarskich, jak rozpalony meteor, który niespodziewanie spłonął w politycznej atmosferze, zanim trafił w cel. Mam nadzieję, że gdzieś się jeszcze coś tli na ten temat. Miałem napisać, a nie piszę. Bo zrobię to może jutro, albo po jutrze. Dzisiaj zastanawiam się na temat tego, czy w naszym kraju są przestępcy.

Ale niech najpierw trochę sobie odetchnę, bo się zziajałem na bieżni. Ponadto po głowie chodzą mi też kolejne blogi: literacki, religijny i ekstremalny. (ale się rozblogerowałem!!!) Jeśli chodzi o ten ostatni, to od kilku tygodni przygotowuję się do tegorocznego narciarskiego Biegu Piastów. W ubiegłym roku przywiozłem brązowy medal, w jakiejś niszowej klasyfikacji. Ale najcenniejszy dla mnie był osobisty list i dyplom niedawno przysłany przez głównego komandora biegu za ukończenie biegu, co prawda na 1110 miejscu w kategorii open. Ale trzeba dodać, że ponad 2 tysięcy zawodników zrezygnowało wówczas z biegu z powodu nieprawdopodobnej aury: pioruny, deszcz, błyskawice, śnieżyce, mżawka, itp. A ja w końcu jestem byłym inwalidą, bo w ubiegłym roku ZUS uznał mnie za wyleczonego onkologicznie i wróciłem do zdrowych obywateli naszego kraju ze wszystkimi tego konsekwencjami. O biegu napisałem w autorelacji opublikowanej na witrynie fajnego serwisu dziennikarstwa obywatelskiego - Wiadomości24.pl z niezwykle życzliwym redaktorem naczelnym, który zawsze pamięta o swoich autorach i coś miłego życzliwego co tydzień przysyła. że zaczynam mieć wyrzuty sumienia, iż dawno nic tam nie napisałem.

Z powodu braku śniegu nie schodzę więc z: bieżni, stepera, rowerów i całej tej „biżuterii” fitnessowej. Na „siłce” pilnuję, żeby się „nie przerwać” z powodu ciężarów. Bo wygląda, że tegoroczny Bieg Piastów ,będzie podobny do ubiegłorocznego. No i na tych samotnych porannych „wuefach” , jakie sobie funduję słucham sobie RMF, Zetki lub Radia Kielce. No i różne informacje słyszę i w przypadku niektórych zaraz nachodzą mnie jakieś wspomnienia. Tak też się stało dzisiaj. Poprzez zalewający uszy pot doszło do mnie, że były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wypłacił odszkodowanie doktorowi G. Ale zapowiedział, że go nie przeprosi. Zaraz przełączyłem na jakąś muzykę bo nawet nie chciało mi się słuchać uzasadnienia

Obiecałem sobie, że nie będę komentował poczynań politycznych, bo nie obchodzi mnie to, co sądzi o swym procesie były minister. To jest jego sprawa i musi sam się z nią uporać. Obchodzi mnie jedynie problem z jakim się boryka. Otóż na początku mojej etatowej pracy dziennikarskiej (prawie 20 lat temu) byłem sądzony za pewne sformułowania, jakich użyłem w artykule prasowym pod adresem pewnej osoby. Podany zostałem do sądu. Było kilka rozpraw. Sprawa zakończyła się dla mnie podwójnie pozytywnie. Umorzona została bez większych konsekwencji dla mnie i mam czystą kartotekę. Musiałem tylko przeprosić za jedno sformułowanie. I tak też niezwłocznie zrobiłem. Ponadto po roku nastąpiło z mojej inicjatywy pogodzenie się ze śmiertelnie obrażonym adwersarzem. I zostaliśmy kolegami, a nawet przyjaciółmi. Nawet przyznał mi się prywatnie, że miałem rację, ale bolało go to, że upubliczniłem jego problem. Jedynie zaś jego prawnik zwęszył mój błąd w sformułowaniu i zaryzykował podanie mnie do sądu.

Wówczas podczas rozpraw nauczyłem się tego, że dziennikarz nie może sobie pozwolić na obraźliwe i pomawiające sformułowania, choć nie wiem, jak sprawa byłaby nośna i ważna społecznie. Wbito mi wówczas do głowy to, że nawet przestępca ma swoje prawa.

No właśnie słowo przestępca! Czy w Polsce mamy przestępców: bandytów, zbrodniarzy, chuliganów, rozbójników?

Pamiętam, jak wbijano nam na szkoleniach dziennikarskich, że (w dużym uproszeniu) na etapie śledztwa obywatel naszego kraju jest podejrzany o przestępstwo. Potem ma postawione przez prokuratora zarzuty, a następnie jest oskarżony o przestępstwo. W sądzie, gdy siedzi na ławie oskarżonych jest podsądnym. A następnie jest skazanym nieprawomocnie za przestępstwo. Nawet gdy został skazany przykładowo za zabójstwo podczas postępowania kasacyjnego to i tak nie możemy napisać że jest przestępcą (zabójcą), bo on jest jedynie prawomocnie skazanym za zabójstwo.

To są oczywiste oczywistości i dziennikarza po przejściach sądowych krew jasna zalewa, gdy czyta w prasie „wyroki wydane” przez kolegów po fachu i polityków. Ba! Wyroki są wydawane jeszcze przed rozpoczęciem postępowania prokuratorskiego.

Pamiętam taki oto obrazek z jednego kolegiów redakcyjnych, w jednym z dzienników, w którym pracowałem. Otóż po zaplanowaniu wydania, nagle wstała koleżanka pisująca na tematy kryminalne i odczytała list, jaki otrzymała z krakowskiego więzienia na Montelupich Napisał do niej osobnik skazany za ciężkie zabójstwo. Najpierw kurtuazyjnie podziękował dziennikarce i redakcji, że napisano o nim. A następnie przypomniał, że on ma też swoje prawa i będzie ich dochodził, gdyż nie jest on w swoim mniemaniu bandziorem, zabójcą swojej żony i dzieci, a jednie jest skazanym prawomocnie za zabójstwo.

Moim zdaniem, dziennikarz ma tak ogromne możliwości, by poruszyć czytelnicze serca i sumienia że nie musi wkraczać w kompetencje sędziów i wyrokować przed ogłoszeniem wyroków, a nawet przed rozpoczęciem procesów. - Zawsze możecie nas opisać i skrytykować - powiedział mi kiedyś jeden z sędziów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz