Pewien polityk (mniejsza o nazwisko, bo chodzi o szerszy problem) ugościł grupę dziennikarzy, co prawda nie na swój prywatny koszt, ale pod szyldem swojego nazwiska. Dziennikarze przyjęli zaproszenie. Przyjął je też niżej podpisany, sądząc, że jeśli nie na osobisty koszt polityka, to może tam być. Wszyscy byli bardzo zadowoleni z imprezy. Nie szczędzili komplementów pod adresem organizatorów. W pewnej chwili ktoś z otoczenia polityka rzucił hasło, by dziennikarze zrobili sobie wspólne zdjęcie. Rzecz jasna z politykiem w środku. Tylko dwie młode dziennikarki ( na oko ok. 25 lat, w wieku mojego syna ) nie wzięły udziału w sesji zdjęciowej z politykiem...
Po kilku ujęciach znudziło mi się już pozowanie w tłumie. Udałem się do owych koleżanek po fachu młodszych o ćwierć wieku ode mnie i ot tak, rutynowo zapytałem: Dlaczego nie stanęłyście do wspólnego zdjęcia? – Bo nie będziemy się fotografować z politykiem – usłyszałem zdecydowaną odpowiedź od jednej z nich. Druga dorzuciła natychmiast, że redakcja jej tego zabroniła. – A jaką ma pan gwarancję, że wasze piękne zdjęcie nie ukaże się teraz na bilbordzie wyborczym? – pytała.
Nagle prysł mój piękny nastrój wypracowany pieczołowicie przez służby od „pijaru” owego polityka. Pojawiły się u mnie wyrzuty sumienia. Oto karcą mnie dwie koleżanki młodsze o ćwierć wieku ode mnie, aż mi się uszy czerwienią. Patrzę na moich kolegów z którymi ochoczo brałem udział i w imprezie, i w sesji pamiątkowych zdjęć, a teraz czuję jakąś niechęć do siebie. Bo oto koleżanki mają po prostu rację. I tyle! I ani słowa więcej!
Na szczęście jest jeszcze sumienie i to ratuje mój świat dziennikarski, by nie runął całkowicie w gruzy. Mogłem mamić sumienie, że jako dziennikarz powinienem przyjąć zaproszenie od polityka, bo to była swego rodzaju konferencja prasowa z atrakcjami. A na konferencjach powinno się być, bo to obowiązek. Ale już nic nie mogłem poradzić, gdy tłumiony przeze mnie głos sumienia nagle huknął na mnie, gdy doszły moich uszu słowa koleżanek po fachu. Jednak nie dawałem za przegraną ze swoim sumieniem.
Zagadnąłem do kolegi – starego dziennikarskiego wyjadacza konferencyjno – gadżetowego: Czy aby dobrze zrobiliśmy pozując do tego zdjęcia grupowego? Przecież może być teraz wykorzystane w kampanii wyborczej? – Mam w dupie, gdzie on to wykorzysta – ofuknął mnie kolega. I popatrzył przez chwilę na mnie, jak na jakiegoś głupka, który nie umie korzystać z dostatniego życia, które za friko samo się pcha w łapy.
Nie pozostało mi nic innego, by stuknąć się we własne piersi z mocnym postanowieniem poprawy. Gdy posyłałem życzliwy uśmiech do młodszych koleżanek (na oko ok. 25 lat w wieku mojego syna) przez głowę przeleciała mi myśl, że dzieci warto jednak posłuchać, a nie tylko z powodu różnicy wieku jedynie karcić. No i to sumienie! Chodzi oczywiście o osobiste sumienie, a nie cudze, w które tak chętnie wali się na odlew, gdy swoje ukatrupi się wcześniej.
czwartek, 19 marca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz