Oj! Ciężko mi się zebrać do pisania na temat gazetek gminnych. A jeszcze kilka dni temu aż mnie wewnętrznie roznosiło, by opisać to zjawisko. I nawet nie chodziło mi, by coś wyrzucić z siebie, by się rozliczać z przeszłością, czy coś tym rodzaju. Ja przeszłość swoją traktuję, jako doświadczenie i nie zamierzam nawet jej rozliczać. Z grzechów rozliczam się przed Bogiem, a przed sobą, rodziną i czytelnikami staram się być po prostu uczciwy. Po prostu, uczestniczyłem w przeszłości w czymś, takim i muszę teraz przed tym czymś przestrzegać, a przynajmniej według własnego sumienia problem zdefiniować.
Nie zamierzam kogokolwiek piętnować i bić się w czyjeś piersi, pragnę poruszyć temat i uczestniczyć w dyskusji, jeśli taka będzie. Uczestniczyłem w redagowaniu gazetek gminnych, a nawet niektóre z nich tworzyłem od podstaw, że tak powiem od "czystej kartki w kratkę i ołówka", ale teraz tego nie robię i nie zechciałem robić, gdy mi proponowano, choć mi się nie przelewa. Skutecznie odradziłem też synowi (od niedawna magister dziennikarstwa), by się za to nie brał, jeśli chce być dziennikarzem. Natomiast, jeśli chce być pracownikiem Urzędu Gminy, to jak się czuje na siłach, to niech nim będzie, ale niech się nie podaje wtedy za dziennikarza. Myślę, że prawie 10 miesięcy robienia (w czasie studiów) takiej gazetki trochę mu uświadomiło, co to za robota. Cieszył się jedynie z tego, że poznał pracę urzędników, o której nie miał wcześniej bladego pojęcia. Ja to robiłem przed chorobą dwa lata.
Zacznę od zasadniczej kwestii. Gazety wydawane przez wójtów, burmistrzów, prezydentów, starostów, itp. nie powinny być nawet nazywane gazetami i nie powinno się do nich przykładać nawet miary dziennikarskiej. Co najwyżej należałoby je traktować jako informatory lub biuletyny urzędnicze.
Nie może być bowiem tak, że władza, której dziennikarze powinni patrzeć na ręce, sama rości sobie prawo patrzenia swoim mieszkańcom na ręce korzystając z przywilejów dziennikarskich. Moi zdaniem włodarze mogą co najwyżej na opłacanych kolumnach niezależnych dzienników, tygodników, itp., informować o swoich sprawach i problemach, jeśli uważają, że dziennikarze robią im krzywdę swoją dociekliwością, czy ich zdaniem urzędniczą niekompetencją. Najczęstszym argumentem wypowiadanym przez władczych samorządowców w obronie ich gazetek (wydawanych za pieniądze podatników) była właśnie, ich zdaniem, niekompetencja dziennikarzy niezależnych mediów. Niestety praktyka pokazuje, że władza próbuje ukryć swoje błędy i na ponad jakąkolwiek miarę dbać tylko o własny wizerunek.
Ciężko dziś pracowałem i zaczynają mi się kleić oczy. Wspomnę więc jeszcze tylko tyle, że do tego tematu będę wracał, opisując konkretne przykłady. Dzisiaj zakończę stwierdzeniem, że nie wierzę, by politycy, którzy zadeklarowali wstępnie, że to oni właśnie skończą z taką, jak to określili, patologią, kiedykolwiek to uczynili. . Powiem więcej, nic w tej mierze nie zrobią ani ci, którzy zadeklarowali się, ani żadni inni. (Jak odpocznę, to poszukam w necie informacji na ten temat i skopiuję do następnego posta i spróbuję skomentować).
I tyle na dziś. Aż tyle! Pa!
niedziela, 1 lutego 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz